... i tylko one. Jestem świeżo po seansie i muszę powiedzieć że zawiodłem się na tym filmie OGROMNIE. Jako wielbiciel dwóch pierwszych ekranizacji byłem ogromnie zawiedziony tym filmem. Nawet Asterix na olimpiadzie był dla mnie w porządku. A to? Akcent brytów w postaci mieszaniny polskich i angielskich słówek jest przezabawny. Bawi również ich sposób bycia i zachowanie. Jednak filmowi brakuje tego "czegoś" co miał chociażby "Asterix i Obelix: Misja Kleopatra". Tamtego "Asterixa" aż chciało się obejrzeć drugi raz. A ten? No cóż.. Wątpię, że kiedykolwiek do niego wrócę. Brakuje mi też aktorów, którzy wcielali się w sztandarowe role. Gdzie Christian Clavier jako Asterix z tym swoim zmierzwionym wąsem? Gdzie ci kolorowi, zabawni piraci? W tej części przemienili się w budzących litość, smętnych staruszków na łajbie z tektury, którą dowodzi pijany kapitan. Aż szkoda wspominać o starym, pomarszczonym Asparanoiksie, który wygląda jakby całe życie przesiedział na krześle. No i jakże tak można porzucać sztandarową postać z tego sławnego galijskiego tria, jaką był Idefix? Dlaczego występuje nawet na plakacie, mimo że poświęcono mu jakieś 2 - 3 minuty filmu? Przez chwilę myślałem, że Obelix jakoś go przemyci, tak jak miało to miejsce w "Misji Kleopatra" i już myślałem, że przez to wplotą jakieś nawiązanie do tamtego filmu. A tu? Docierają do wyspy i o Idefiksie nikt już nie pamięta. Nie ma też zawartego tego samego humoru co w poprzednich częściach. Tutaj filmowi udało się wykrzesać ze mnie tylko drobne uśmiechy. A we wcześniejszych filmach cała rodzina zanosiła się od śmiechu podczas oglądania. Szkoda filmu. Miał naprawdę ogromny potencjał.